Strona wykorzystuje pliki cookies, jeśli wyrażasz zgodę na używanie cookies, zostaną one zapisane w pamięci twojej przeglądarki. W przypadku nie wyrażenia zgody nie jesteśmy w stanie zagwarantować pełnej funkcjonalności strony!

Henri Bonnaffé więzień obozu jenieckiego w Żarowie

Drukuj
Utworzono: wtorek, 16, czerwiec 2015

W ubiegłym roku dwukrotnie poruszaliśmy tematykę związaną z obozem jenieckim w Żarowie oraz niewolniczą pracą jego więźniów. Podstawą do rozważań był wówczas list przesłany nam przez panią Valérie Tinon-Renaud z Metz, której dziadek Édouard Tinon, przebywał w latach 1941-45 w Żarowie. Wówczas też publikowaliśmy udostępnione relacje jeńca Maxime Poinsota, który opisywał pobyt w tutejszym obozie oraz wykonywaną w nim pracę. Pani Valérie nadal poszukuje informacji, które pozwolą odnaleźć miejsce, w którym pochowano jej dziadka, zmarłego podczas zimowej ewakuacji obozu w lutym 1945 roku. Na forum poświęconym informacjom o zaginionych podczas wojny żołnierzom i jeńcom francuskim, pani Valérie otrzymała w ostatnim czasie informację od rodziny Bonnaffé, której bliski, nieżyjący już Henri Bonnaffe, był więźniem obozów kolejno w Angoulême, Görlitz, Saarau i Bad Sulza. Z powojennych zeznań, spisanych przy ubieganiu się o odszkodowanie za pobyt w niewoli, wynika, że Henri Bonnaffé ur. 19.05.1900 w Cessières, zm. 27.10.1988 w Laon, kapral w 10. pułku Kirasjerów (10e régiment de cuirassiers) z 4 dywizji rezerwy pancernej (4e division cuirassée), trafił do niewoli niemieckiej 25 czerwca 1940 roku pod Angoulême, początkowo przetrzymywany w Frontstalag 184 Angoulême (Charente), w lipcu 1940 roku został przewieziony do Stalagu VIII A Görlitz, skąd w kwietniu 1941 roku wraz z innymi jeńcami trafił do "camp de prisonniers de No. 1196" (obóz jeniecki nr 1196) w miejscowości "Saarau, Basse-Silésie, Allemagne" (Żarów, Dolny Śląsk, Niemcy). Pani Valérie oprócz powojennych zeznań Henriego Bonnaffe, potwierdzonych przez świadków, otrzymała również skan fotografii, która została opisana jako "A-Kdo 1196, le travail agricole, été 1943", czyli Arbeitskommando 1196, prace rolnicze, lato 1943. Skan tej fotografii oraz zeznanie Henriego Bonnaffé, przesłała nam z zapowiedzią jesiennej wizyty w Żarowie, gdyż jak sama pisze bardzo chce zobaczyć miejsce, w którym stał obóz oraz stary cmentarz.

Fotografia z 1943 roku. Jeńcy francuscy z A-Kdo 1196 podczas prac rolniczych w okolicy Żarowa ? czwarty od lewej Henri Bonnaffe

 

Tuż przed wybuchem wojny wraz ze swoim bratem Jeanem prowadziłem całkiem dobrze prosperujący warsztat samochodowy w Laon. Interesy szły nam dobrze, a osiągane zyski pozwalały utrzymać dom i rodzinę, żona Marguerite, dwójka dzieci Julie i Christophe oraz mieszkający z nami ojciec Frédéric. Mama Agnès zmarła jeszcze w 1932 r. Mój ojciec już w 1938 r. widział rychły wybuch nowej wojny i mówił, że te przeklęte okopy znowu przyniosą śmierć i ból młodym Francuzom. Rok później jego słowa stały się prawdziwe. Bezczynnie Europa patrzyła jak Hitler zabiera najpierw Czechosłowację, a potem dobiera się do Polski. Gazety jedna za drugą rozpisywały się każdego dnia o sytuacji międzynarodowej, a generał Gamelin zapewniał, że Armia Francuska i umocnienia Maginota zatrzymają każdy napór w przypadku wojny. Z czasem obawy były coraz większe. Jako rezerwista mogłem spodziewać się powołania w czasie mobilizacji. Tak się stało we wrześniu 1939 roku, kiedy Francja wypowiedziała wojnę Niemcom. Musiałem zostawić rodzinę pod opieką brata, który był trwale niezdolny do służby i udać we wskazane miejsce do Reims. Przez zimę z 1939 na 1940 r. parę razy byłem przenoszony z piechoty do motocyklistów, wreszcie jakiś oficer powiedział, że z tymi umiejętnościami, moje miejsce jest w jednostce zmotoryzowanej. Wystawiono dokumenty i odesłano mnie do 10 pułku Kirasjerów. Byłem tam w 1 dywizjonie rozpoznawczym kierowcą samochodu pancernego Panhard i mechanikiem. Potem ten bezczynny czas do wiosny, kiedy ruszyli Niemcy, nazywany został "dziwną wojną". Zaczęło się w maju 1940 r. Brałem wtedy udział w walkach pod Crecy-sur-Serre i Cambron. Niemcy pobili Belgów i Holendrów i obeszli nas z lewej strony. Nasza Armia oddawała ziemie, ale stawiała zacięty opór. 14 maja Niemcy zajęli Paryż. Nasz pułk prowadząc rozpoznanie i tocząc starcia z Niemcami szedł przez Poissy, Louville, Beaugency. Cały czas myślałem o rodzinie, przecież została tam w Laon na północy. Kapitulacja podpisana 22 maja zastała nas w Preuilly-sur-Claise, skąd wyruszyliśmy do Confolens. Niemcy otoczyli tam ok. 20 000 naszych żołnierzy. 25 czerwca 1940 r. w pobliżu Chasseneuil-sur-Bonnieur w połowie drogi między Confolens i Angoulême, skapitulowaliśmy. Oddaliśmy im wszystką broń i pozostałe zapasy. Przygnębienie było wielkie, a chęć szybkiego powrotu do domu jeszcze większa. Zamiast tego wsadzili nas do obozu jenieckiego, który założyli pod Angoulême, był to obóz frontowy Frontstalag 184 Angoulême (Charente). Warunki były tu ciężkie bo obóz obliczany na ok. 2500 ludzi musiał zmieścić ich ponad 10000. Mogłem stąd napisać do rodziny i uzyskać odpowiedź, że u nich wszystko w porządku, tylko ojciec podupadał na zdrowiu coraz bardziej. Latem 1941 r. w obozie szerzyły się plotki, że wywiozą nas do obozów w Niemczech, inni mówili, że zwolnią nas w końcu do domu. Któregoś dnia o 6 rano spędzili wszystkich z czterech baraków na plac apelowy, ponad 800 ludzi. Komendant powiedział krótko, że przenoszą nas w inne miejsce, do innego obozu w Niemczech, ale nie powiedział dokładnie gdzie. Na stacji kolejowej załadowano nas w pociąg do wagonów towarowych. Nie dali nam ani jedzenia ani wody, a upał był straszny. Pociąg jechał cały czas, bez przerwy mijając wiele mniejszych i większych niemieckich miejscowości. Na drugi dzień późnym wieczorem dotarliśmy do miejscowości Görlitz we wschodnich Niemczech. Poprowadzono nas do Stalagu VIII A, który nie był nawet jeszcze gotowy, poza ogrodzeniami z drutu kolczastego, budami wartowników i budynkami komendantury.

Byli już tutaj inni rodacy zwożeni z Francji oraz Belgowie i Jugosłowianie. Sami musieliśmy budować baraki dla siebie, aby w zimie nie siedzieć pod namiotami, które i tak teraz nie dawały schronienia przed deszczem i letnimi burzami. Materiał dostarczyli Niemcy, leżał on całą stertą na placu apelowym. Byliśmy brudni i głodni. Dawali nam tylko trochę chleba i margarynę, zupę z brukwi i kawę. Było wielu chorych. Wielkim trudem zbudowaliśmy tyle ile się dało i na ile starczyło materiału, więc potem nasze warunki poprawiły się. Wszyscy jeńcy byli przesłuchiwani, zakładano im karty i fotografowano. Pytali o miejsce urodzenia, zamieszkania, rodzinę, zawód. Kiedy powiedziałem, że jestem mechanikiem samochodowym i kierowcom, przydzielili mnie do warsztatu obozowego. Cieszyłem się, gdyż wolałem pracować tutaj niż siedzieć bezczynnie. Wielu innych zostało przydzielonych do pracy na kolei, w lesie lub na budowach, więc moja praca była o wiele lżejsza i w warsztacie dostawałem od pracujących tu Niemców trochę więcej jedzenia. Z obozu mogłem napisać do rodziny, ale nie miałem pewności, czy listy dotarły, bo nie było żadnych odpowiedzi. W obozie w Görlitz byłem do początków listopada, kiedy przydzielono mnie do innej grupy roboczej, ale poza obozem głównym. Niemcy mówili na to arbeitskommando. W sumie zabrano nas 40-tu i pociągiem zawieziono do położonej jeszcze bardziej na wschód miejscowości Saarau. Tutaj był obóz Arbeitskommando 1196, byli w nim Francuzi i Belgowie, a w drugiej części trzymano Rosjan. Najstarszy stopniem był tutaj major Pierre Couvreux. Obóz był solidny, ogrodzony podwójnymi płotami z drutu kolczastego oraz budami strażników. Francuzi i Belgowie mieli cztery duże drewniane baraki, które mogły pomieścić do 200 osób. W każdym były dwie sale z piętrowymi łóżkami, stołami i krzesłami, w każdej sali stały dwa piece. W baraku była umywalnia oraz dwie toalety z obu stron baraku. Oprócz nich stał barak szpitalny oraz kuchnia i spory teatr z czymś na wzór kantyny, tyle że obozowej. Poza barakami był plac apelowy z boiskiem. Strefa francusko-belgijska była zupełnie odgrodzona od rosyjskiej, ale układ budynków był taki sam tyle że przebywało tam więcej ludzi niż u nas. Po przyjeździe do tego obozu najpierw zabrano nam mundury do pralni i odwszenia. Każdy z nas znów był tutaj osobno i szczegółowo przesłuchiwany. Pytano o to samo co w Görlitz oraz czym się tam zajmowaliśmy. Powiedziałem, że znam się na samochodach i mogę tutaj podobnie pracować. Oficer w stopniu kapitana, który mnie przesłuchiwał, a miał na nazwisko Eggimann i mówił biegle po francusku, powiedział ...będziesz pracował tam gdzie Ciebie wyślemy, stąd ma ucieczek i zapomnij o domu, potem ze śmiechem powiedział ...Francuzików gościliśmy tutaj już w czasie tamtej wojny i jeszcze wcześniej, niektórym tak się spodobało że zostali na stałe, mieszkają tam za drutami przy drodze, ale już sobie z nimi nie porozmawiasz. Miał na myśli cmentarz sąsiadujący z obozem. Dopiero potem przydzielono nam miejsce w baraku i mogliśmy zjeść. Major Couvreux ostrzegał nowych przed Eggimannem, że nie cacka się z jeńcami. Saarau było miejscowością przemysłową z dużymi fabrykami chemiczną i cegieł. Więźniowie z obozu w grupach pracowali tam, ale pod ścisłym nadzorem. Niemcy bardzo pilnowali tych zakładów, a pracującym wolno było poruszać się tylko w wyznaczonych miejscach. Inne grupy pracowały na bocznicy kolejowej i na torach, w młynie, w okolicznych gospodarstwach rolnych, w lesie. Praca nie była lekka, ale warunki w obozie były dobre, racje żywnościowe przyzwoite, a w barakach było ciepło. Nie można było narzekać, poza Eggimannem, który szukał sobie ofiar do karania. Szczególnie pastwił się nad Rosjanami, których bił, a dwóch nawet zastrzelił przy świadkach, co widzieliśmy z naszej części obozu.

Strażnicy obozowi, którzy trzymali wartę w samym obozie i pilnowali podczas pracy nie pastwili się nad nami w żaden sposób. Była to lokalna jednostka wartownicza, a służący w niej żołnierze często dostawali przepustki do domu, co było im na rękę. Kto znał niemiecki, mógł z niektórymi porozmawiać na boku. Poza tym był cichy handel, który dotyczył głównie żywności i innych drobiazgów. Ważne były gazety, chociaż niemieckie to wiedzieliśmy o lądowaniu w 1944 r. i zbliżaniu się Rosjan. Podczas pobytu w obozie pracowałem w okolicznych gospodarstwach rolnych i w lesie. Często naprawiałem też różne maszyny i silniki w młynach i tartakach. Z obozu mogliśmy wysyłać listy, ale zabronione było nam pisanie, gdzie jesteśmy oraz podawanie szczegółów wyglądu obozu, a tym którzy pracowali w fabrykach, wspominanie o tych miejscach. Cenzura była dokładna. Cały obóz był odizolowany od miejscowości, na skraju której się znajdował. Nigdy nie widzieliśmy osób cywilnych, mieszkańców którzy by się tutaj zapuszczali. Poza obozem musiała być chyba jeszcze jedna linia posterunków, bo czasami widać było chodzących dalej pod lasem strażników. Do pracy poza obozem w gospodarstwach wożono nas samochodem ciężarowym, zawsze z zakrytą plandeką, tak że nic nie było widać. Rosjanie oraz Belgowie z naszej strefy, którzy pracowali w fabrykach, prowadzani byli tam specjalnym przejściem. Do 1945 r. z obozu była tylko jedna próba ucieczki latem 1944 r., którą podjęło trzech Belgów. Próbowali przeciąć druty i uciekać w kierunku torów kolejowych. Jeden został zastrzelony na miejscu przez wartownika z wieży, a dwóch pozostałych złapano. Na drugi dzień Eggimann kazał ich rozstrzelać, sam wydał rozkaz dla strażników. Później chodził po obozie, śmiał się i wykrzykiwał ...Kto jeszcze ?! To była prawdziwa świnia. Belgów pochowano na pobliskim cmentarzu, tam gdzie innych zmarłych więźniów. Od jesieni 1944 r. nikt z obozu nie pracował już w fabrykach oraz w młynie. Miejsca te już wcześniej bardzo pilnowane, teraz były zupełnie niedostępne. Ostatnie prace jakie wykonywali jeńcy, były to jesienne prace polowe, roboty na torach i bocznicy kolejowej oraz przerwane w grudniu 1944 r. prace przy rozbudowie obozu i wznoszeniu nowych baraków. W tym czasie rozpoczęło się przeludnienie i pogorszenie warunków. Przywożono innych więźniów z ewakuowanych obozów i kommand oraz robotników różnych narodowości. Byli wśród nich Rosjanie, Francuzi, Belgowie, Włosi, Jugosłowianie i chyba Brytyjczycy. W początku lutego 1945 r. w obliczu zagrożenia frontem ewakuowano nas wszystkich oprócz Rosjan z Saarau do Stalagu IX C Bad Sulza. Wielu tego nie przeżyło i zamarzło na kilkunastostopniowym mrozie. W Stalagu IXC trzymano nas do końca marca, kiedy zarządzono kolejną ewakuację. Po ponad 2 tygodniach marszu, na jedną z dróg nagle wyjechali z przyległego lasu żołnierze amerykańscy, było ich dużo. Niemcy nawet nie próbowali się bronić, większość rzuciła broń i się poddała, kilku którzy zaczęli uciekać zostało zastrzelonych. Od żołnierzy amerykańskich dostaliśmy jedzenie i picie. Pierwszą noc wolności spędziliśmy w opuszczonym folwarku śpiąc na sianie. Tak bardzo wtedy chciałem wrócić już do rodziny, której nie widziałem od 1939 r. Było to możliwe dopiero w maju. Przez te 6 lat mój dom nie zmienił się prawie w ogóle. Był taki, jakim go zapamiętałem. Dzieci przez ten czas wyrosły, a ojciec zmarł w lutym 1942 r. Brat nadal prowadził interes samochodowy. Rodzina otrzymała większą połowę z listów, które pisałem będąc w obozie. Dzisiaj w dalszym ciągu mam kontakt z przyjaciółmi, z którymi dzieliłem lata spędzone w niewoli.

 


Stalag IX C Bad Sulza. Tutaj ewakuowano jeńców z Arbeitskommando 1196 Saarau (źródło)

 

Dość obszerne zeznania Henriego Bonnaffé, poszerzają w znacznym stopniu to co pisał o obozie jenieckim w Żarowie Maxime Poinsot (czytaj tutaj). Potwierdzona została tutaj obecność jeńców francuskich, belgijskich i rosyjskich, przetrzymywanych w Arbeitskommando 1196 Saarau, które było dużym zewnętrznym komandem roboczym Stalagu VIII A Görlitz. Jak możemy przeczytać pod koniec istnienia obozu pojawili się tutaj także Włosi, Jugosłowianie i prawdopodobnie Brytyjczycy. Informacje zawarte w zeznaniu mówią o ich przymusowej pracy w różnych miejscach, także w byłych zakładach szamotowych Kulmiza, wtedy Didier Werke A.G. oraz w fabryce chemicznej Silesia Verein Chemischer Fabrik. Niestety nie wiemy dokładnie jaką pracę wykonywali więźniowie w obu wymienionych przedsiębiorstwach oraz jaka była ogólna liczba jeńców przebywających w obozie. Znaczne środki bezpieczeństwa jakie stosowano w tamtym czasie na terenie żarowskich zakładów przemysłowych mogą świadczyć o ich zbrojeniowej produkcji, która nasiliła się lub całkowicie zdominowała wytwarzany asortyment w drugiej połowie 1944 roku. Opisy zarówno Bonnaffé jak i Poinsota potwierdzają, że podczas funkcjonowania obozu, wśród jeńców zdarzały się zgony, a zmarli chowani byli na pobliskim cmentarzu. W tym miejscu raczej nie popełnimy omyłki twierdząc, że chodzi tutaj o stary cmentarz (obecnie lapidarium) przy drodze do Piotrowic (dzisiaj ul. 1 Maja). Uwagę zwraca także postać kapitana Eggimanna, w świetle zeznań zbrodniarza, który przesłuchiwał jeńców, znęcał się i zamordował dwóch Rosjan oraz wydał rozkaz do rozstrzelania dwóch jeńców belgijskich. Jego słowa … Francuzików gościliśmy tutaj już w czasie tamtej wojny i jeszcze wcześniej, niektórym tak się spodobało że zostali na stałe, mieszkają tam za drutami przy drodze, ale już sobie z nimi nie porozmawiasz, przywodzą na myśl nic innego jak jeńców francuskich wziętych do niewoli w latach 1870/71 (wojna prusko-francuska) i 1914-1918 (I wojna światowa), którzy pracowali w Żarowie i umierali, trafiając na nieistniejący już dzisiaj cmentarz. Czy Eggimann tylko blefował, a może było rzeczywiście tak jak mówił ? Prawdą jest, że jeńcy francuscy pojawili się w Żarowie jesienią 1870 roku i pracowali w Silesii o czym wspomina w Historii miasta i gminy Tomasz Ciesielski. Czy kapitan Wehrmachtu mógł wiedzieć o wydarzeniach jakie miały miejsce w Żarowie 70 lat wcześniej ? Nie jest wcale wykluczone, że pochodził właśnie stąd lub z pobliskiej miejscowości (nazwisko Eggimann pojawia się w książce adresowej Mrowin z 1942 roku). Słowa Henriego Bonnaffé ... Strażnicy obozowi, którzy trzymali wartę w samym obozie i pilnowali podczas pracy nie pastwili się nad nami w żaden sposób. Była to lokalna jednostka wartownicza, a służący w niej żołnierze często dostawali przepustki do domu, co było im na rękę, potwierdzają nasze wcześniejsze ustalenia, że obóz w Żarowie strzeżony był przez żołnierzy z Landesschützenbataillon Nr. 590 Schweidnitz (Batalion Strzelców Krajowych Nr. 590 ze Świdnicy). Zeznania jeńców Bonnaffégo i Poinsota są zgodne w informacjach o zaniechanej rozbudowie żarowskiego obozu pod koniec 1944 roku oraz lutowej ewakuacji do Stalagu IXC Bad Sulza.

 

Składamy serdeczne podziękowania dla pani Valérie Tinon-Renaud za udostępnione materiały oraz dla pani Katarzyny Walczak za tłumaczenie z języka francuskiego

 

Opracowanie
Bogdan Mucha